Konwicki i Wajda wskrzeszają w filmie zapomniany już świat Wileńszczyzny, kresów, nieistniejących już w takiej postaci, jak niegdyś. Żyjący obok siebie Polacy, Ukraińcy, Niemcy i Żydzi tworzyli wieloetniczną wspólnotę, której kres wyznaczył pierwszy września 1939 roku. Wybuch II wojny światowej bezpowrotnie pogrzebał ten świat, kształtujący wyobraźnię dorastającego Wajdy i Konwickiego. Przechowywany w pamięci obraz „kraju lat dziecinnych” do dziś inspiruje twórczość obydwu artystów: wielokrotnie przetwarzany
i mitologizowany stał się symbolem „raju utraconego”.
Kronika wypadków miłosnych niczym Pan Tadeusz rozgrywa się w sferze utkanej ze wspomnień i nostalgii. Tęsknoty za niewinnością, czystością i mityczną krainą dzieciństwa – tym piękniejszą, że na zawsze utraconą. Fundamentem i jedyną racją bytu tego świata jest wyobraźnia artysty – tak przecież bezbronna wobec dziejowych zawieruch i kataklizmów. To właśnie jej poruszenia wprawiają w ruch bohaterów powieści. W tę rajską przestrzeń dosłownie za chwilę wedrze się wojna, której złowróżbne znaki dostrzec można już na początku tak książki, jak i filmu. Przeczucie nieuchronnie zbliżającego się końca tego świata powraca co chwilę w słowach i gestach sióstr Puciatówien, Cecylii i Olimpii – trzydziestoletnich panien, które za wszelka cenę starają się odsunąć od siebie ów niepokój. Tragizm ich istnienia tkwi w intuicyjnym przeczuciu tego, co wkrótce przyniesie życie, a raczej co odbierze śmierć. W Kronice… rola Cecylii i Olimpii jest podwójna – uświadamiają one widzom istnienie absurdalnego rozdarcia pomiędzy tym, jak naprawdę toczy się życie, a tym, jak według wyobrażeń człowieka powinno ono wyglądać.