Bracia Brodzińscy mieli trudne życie, nie tylko ze względu na stosunki, panujące w ich rodzinie, ale także pod względem materialnym. Ich ojciec był bardzo skąpym człowiekiem.. Sam chodził w stroju szlacheckim, natomiast dla synów kazał przerabiać swoje stare ubrania. Z powodu tych ubiorów chłopcy byli niejednokrotnie wyśmiewani. Stancje, które wynajmował dla Andrzeja i Kazimierza były zwykle najtańszymi w mieście i chłopcy nieraz przymierali głodem, z powodu alkoholizmu gospodarzy, którzy pieniądze z góry zapłacone za mieszkanie i wyżywienie, szybko wydawali w pobliskim szynku,
a potem nie mieli za co kupować jedzenia dla pensjonariuszy.
Jacek Brodziński zmarł 21 grudnia 1804 roku. Po jego śmierci, dziećmi zaopiekowało się Fori nobilium, sąd do spraw szlacheckich . Andrzej i Kazimierz przebywali wówczas u stryja, Piotra Brodzińskiego, proboszcza w Wojniczu. Poznali tam Idylle Gessnera w tłumaczeniu Jana Chodaniego. Utwory te wprowadziły ich w świat czułych i cnotliwych pasterzy, a zarazem gorliwych chrześcijan, który znali już z pobytów na wsi w czasach dzieciństwa, a który znalazł odzwierciedlenie w pisanych przez nich sielankach.
W latach 1806 – 1809 Kazimierz uczęszczał do gimnazjum w Tarnowie. Naukę umożliwiły mu pieniądze, jakie otrzymał w spadku po ojcu, a także lekcje, udzielane dzieciom bogatego Żyda, który płacił mu dwa razy więcej, niż wynosiła normalna stawka.
W zasadzie odkąd bracia Brodzińscy przeczytali utwory Gessnera, zaczęli żywo interesować się poezją, nie tylko teoretycznie: Andrzej wydał w 1807 roku tomik Zabawki wierszem i umieścił w nich kilka utworów młodszego brata, co sprawiło mu niewymowną radość.
Wzrastająca miłość Kazimierza do poezji, podyktowała mu list do biskupa Albertraniego, ówczesnego prezesa warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, w którym prosił o protekcję w stolicy. Niestety, zanim korespondencja dotarła, adresat już nie żył. Niespodziewanie stanęła jednak przed Kazimierzem propozycja dalszego kształcenia w wiedeńskim Theresianum, dokąd wysłać chciał go austriacki rząd, w nagrodę za przekład Wehrmannslieder Heinricha Josepha von Colin. Tłumaczenie to powstało w sposób nieświadomy. Dopiero po latach zrozumiał swoją naiwność. Ostatecznie studiów
w Theresianum nie podjął.
Latem 1809 roku, postanowił zostać żołnierzem, i mimo słabego zdrowia, wstąpił jako ochotnik do dwunastej kompanii artylerii pieszej, prowadzonej przez poetę Wincentego Reklewskiego. Kazimierz Brodziński zdołał połączyć służbę wojskową ze studiami.. Był to także okres jego twórczej aktywności. Wtedy to ogłosił Odę w dzień urodzin Napoleona Wielkiego, Cesarza Francuzów, króla Włoskiego, Protektora Ligi Reńskiej. Dnia 15 sierpnia 1809 roku, która była jego właściwym debiutem.
Poeta bardzo przeżywał swoją służbę dla ojczyzny. Wiedział, że tak właśnie powinien postępować – być gotowym ponieść dla niej największą ofiarę, oddać życie. Radością napełniał go widok wojska, z utęsknieniem czekał na rozkazy od Napoleona, który kazał wierzyć, że pomoże Polsce zmartwychwstać. Brodziński – bez rodziny i kraju czuł się bardzo samotny: „Nie miałem matki i ojczyzny. Obiedwie były dla mnie jednym i tym samym ideałem; żadna mię z nich nie wychowała, dla obudwu czułem dług wyższej nad wszystko miłości” .
Od maja 1811 do czerwca 1812 roku Brodziński przebywał w twierdzy modlińskiej, a w 1812 roku został porucznikiem w kampanii rosyjskiej. W roku 1813 był żołnierzem w korpusie Józefa Poniatowskiego. W tym czasie jego brat, Andrzej, również walczył – w szesnastym pułku piechoty. Bracia utrzymywali ze sobą kontakt listowny i wymieniali się doświadczeniami oraz przesyłali sobie nawzajem utwory. Kampania rosyjska przyniosła kres tej braterskiej współpracy. Andrzej zginął. Był to największy cios dla Kazimierza. W Dzienniku wojskowym z 1813 R. pisał: „Straciłem w nim, co miałem najdroższego na ziemi!” . Miłość, jaką Kazimierz darzył Andrzeja nie wynikała tylko z więzów pokrewieństwa. To przecież starszy brat go wychował, wprowadził w świat literatury, to on pierwszy wydrukował jego utwory, by wreszcie połączyć się z nim w walce. Dlatego śmierć Andrzeja była dla Kazimierza takim nieszczęściem. Zdesperowany i załamany powiedział: „Tylko już to mnie pozostało, że mogę sobie powiedzieć, iż nic już nie mam do stracenia .