Coraz częściej pracodawcy dają wyraźnie do zrozumienia osobom ubiegającym się o pracę, że poziom wykształcenia kandydatów nie jest przedmiotem ich specjalnego zainteresowania. Przedsiębiorcy bowiem większą uwagę skupiają na doświadczeniu przyszłego pracownika.
Szkoły i uniwersytety przyzwyczaiły nas do tego, że nauczanie polega głównie na przekazywaniu suchej wiedzy teoretycznej. Stąd coraz częstsze głosy sprzeciwu nie tylko wśród uczniów i studentów, ale również ekspertów, że polska oświata całkowicie rozmija się z wymaganiami dzisiejszego rynku pracy. Problem szczególnie zdaje się dotyczyć studiów wyższych. Absolwenci z tytułem magistra coraz częściej nie przedstawiają sobą żadnej wartości dla pracodawcy, a ich wiedza wyniesiona ze studiów nie wydaje się specjalnie przydatna. Nie mają praktycznych umiejętności i doświadczenia potrzebnego w pracy.
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się więc połączenie edukacji czysto teoretycznej z systemem praktyk i staży zawodowych. Przygotowanie do pracy w środowisku zawodowym mogłoby być zapewniane uczniom już na poziomie liceum. Dzięki temu mogliby się szybko wdrożyć i zacząć pracę tuż po skończeniu szkoły. Taki pomysł ma jeszcze jedną wielką zaletę. Problem nadprodukcji magistrów i absolwentów studiów związany był ze zbyt dużym naborem młodych ludzi na studia. Tymczasem uczeń, który mógłby zacząć pracę tuż po ukończeniu szkoły, miałby już pomysł na siebie i zamiast próbować przedłużać młodość, wolałby zacząć dobrą pracę, która pozwalałaby mu się usamodzielnić. Takie doświadczenie plus języki obce, które znałby absolwent, pozwoliłyby mu na szybkie zdobycie nieźle płatnej pracy.